Blog

„Migdałowe rodzicielstwo”. Autodestrukcja na talerzu

„Migdałowe rodzicielstwo”. Autodestrukcja na talerzu

Zajadanie emocji, przejadanie się, głodzenie, bulimia, anoreksja i szereg innych zaburzeń w obszarze żywienia człowieka, jest w dobie wysokoprzetworzonej żywności aktualne bardziej niż kiedykolwiek. O powszechniej w latach 80., szczególnie wśród modelek, metodzie zagłuszania głodu poprzez powolne żucie migdałów, znów zrobiło się głośno, tym razem, za sprawą celebrytek – Yolandy i Gigi Hadid. Filmik z ich nagraniem stał się viralem, a migdałowe rodzicielstwo nowym trendem wśród użytkowniczek TikToka. Podczas gdy nastolatki i ich matki zachwycają się tym pomysłem, eksperci ds. żywienia biją na alarm. Niedożywienie i otyłość inaczej prezentują swoje oblicza, ale mają wspólne źródło i, choć w innym schemacie, skutecznie rujnują zdrowie. Dlaczego robimy sobie krzywdę i pozwalamy na to naszym dzieciom?

Na zagadnienia związane z żywieniem człowieka wiele osób wciąż patrzy z przymrużeniem oka. „Przecież wiadomo, że żeby żyć, trzeba jeść. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić” – usłyszałam z ust pacjenta w trakcie jego pierwszej konsultacji dietetycznej.

Myślę, że pomiędzy jedzeniem a odżywianiem jest zasadnicza różnica. Pierwsze ma zaspokoić głód, można wtedy zjeść paczkę chipsów i skutecznie go zagłuszyć. Drugie, czyli odżywianie, polega na doborze takich składników, które odżywią komórki. Będą nie tylko źródłem kalorii, ale też witamin, minerałów, przeciwutleniaczy, białek, węglowodanów złożonych i najzdrowszych tłuszczów, w tym najbardziej pożądanych dla zdrowia wielonienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3. W chipsach ich nie znajdziemy.

Dietetyka to odrębna dziedzina nauki

Choć jest odrębną, olbrzymią dziedziną, dietetyka wciąż jest traktowana po macoszemu. Większość społeczeństwa zakłada, że te zagadnienia są częścią studiów medycznych. Tymczasem przyszli lekarze nie mają odrębnego przedmiotu o żywieniu człowieka. Zdarza się, że ich świadomość żywieniowa jest bardzo mała. Niejednokrotnie miałam okazję usłyszeć w gabinecie lekarskim zalecenia dietetyczne, które wprawiały w osłupienie. Na szczęście coraz więcej lekarzy odsyła swoich pacjentów do specjalistów do spraw żywienia. Sami też ich odwiedzają. Jak powiedziała mi profesorka, która znaczną część swojej praktyki przeznaczyła na zagadnienia związane z żywieniem człowieka z dysfunkcjami metabolicznymi, znaczna grupa jej pacjentów to lekarze. Prosiła o zachowanie anonimowości, wszak na co dzień z nimi współpracuje.

W rozmowie z dr n. med. Marią Matejko usłyszałam z kolei, że sama próbowała przemycać zalecenia dietetyczne w trakcie rozmów z pacjentami. „To cenna wiedza, ale trudna do wdrożenia. Niełatwo zmienić utrwalone nawyki i przemodelować styl życia na podstawie jednej czy nawet kilku wizyt. Inna sprawa, że pacjenci niekoniecznie chcą się stosować do zaleceń dietetycznych. Najczęściej oczekują, że ktoś zrobi coś za nich”. Jak dodała: „Codzienność dietetyka to frustrująca praca u podstaw”.

Skrajności są niezdrowe

Żadna skrajność nie jest dobra dla zdrowia. Pomiędzy jedzeniem chipsów a ortoreksją, czyli obsesją na punkcie zdrowego odżywiania, jest nieskończona mnogość możliwych scenariuszy żywieniowych. Większość społeczeństwa znajduje się gdzieś pomiędzy punktami krańcowymi. Kusi, żeby napisać w środku skali, jednak w dobie wysokoprzetworzonej żywności punkt ciężkości jest wyraźnie przesunięty w stronę symbolicznych chipsów, czyli żywności pozbawionej wartości odżywczych, ewentualnie ubogiej w cenne składniki odżywcze. To, co u wielu budzi zdziwienie, to fakt, że osoby z nadwagą i otyłością też mogą mieć anemię. Ten stan chorobowy doskonale oddaje różnicę pomiędzy zagłuszaniem głodu a mądrym odżywianiem ciała. Nie jest sztuką zjeść dużo, sztuką jest wybrać wartościowe produkty. Nie jest sztuką zapełnić żołądek. Sztuką jest mądrze jeść.

Od gadania się nie chudnie

Obsesja na punkcie szczupłej sylwetki jest powszechnym zjawiskiem. Wbrew pozorom, nie dotyczy wyłącznie osób szczupłych. Choć ortoreksję i szeregi innych zaburzeń w sferze odżywiania niemal automatycznie zestawiamy z wizerunkiem „niedożywionej” nastolatki, z podobnymi trudnościami zmagają się też ludzie ze zbyt wysokim BMI (Body Mass Index, czyli wskaźnik masy ciała).

Osoby, którym uzbierało się kilka, czasem kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt, zupełnie zbędnych kilogramów, potrafią nieustannie mówić o odchudzaniu, trzymaniu wagi i przechodzeniu na dietę, najczęściej od jutra. To symboliczne „jutro” jest naznaczone wysokim kredytem zaufania. Tylko do kogo? Bo raczej nie do siebie. Bezrefleksyjnie wypowiadane słowa i puste deklaracje odbierają nam poczucie sprawstwa. Przecież już tyle razy wyznaczaliśmy sobie to magiczne „jutro”, że mówiąc o nim po raz kolejny, podświadomie zakładamy porażkę. „Od gadania się nie chudnie” – rzucił kiedyś inny pacjent, z wysoką motywacją do pozbycia się piwnego brzuszka.

Kusi cię kolejna moda żywieniowa?

Rozwiązywanie łamigłówek pozwala zachować sprawność umysłową. Czytanie i zdobywanie wiedzy, również żywieniowej, jest ważne, ale efekty przynosi tylko działanie. Żaden lekarz i żaden dietetyk nie są w stanie zadbać o nasze zdrowie i sylwetkę w naszym imieniu. Największą pracę wykonać musimy sami, a dobre odżywienie i utrzymanie prawidłowej masy ciała bywa dla niektórych osób wyjątkowo trudnym, czasem frustrującym, wyzwaniem. Wszak nic tak nie cieszy, jak szybkie i spektakularne efekty. Ponoć dlatego ludzie lubią rąbać drewno.

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress